Styczeń

Styczeń rozpoczął się pokazem własnoręcznie odpalanych fajerwerków (37-strzałowiec to jest COŚ), następnie zaskoczył wszystkich opadami śniegu. Sejm odrzucił wszystkie trzy projekty ustaw o związkach partnerskich, ja przy tej okazji straciłam resztę złudzen jeśli chodzi o polski system edukacji i nauki, bo dowiedziałam się, że koleżanka, już niedługo pani doktor nauk humanistycznych, nie odróżnia sejmu od rządu. Na polskim rynku blogów pojawił się nowy – mój J. postanowił zrobić mi konkurencję i założył blog, na którym pisze o swoim nowym nabytku – e-peciku. Natomiast na polskim rynku prasy pojawił się nowy, obiecujący tytuł: Od, o pardon, Do rzeczy.

Filmy
W styczniu obejrzałam i zdążyłam już tutaj wychwalić nowe dzieło Tarantino, czyli „Django”. Obejrzałam, nie zdążyłam wychwalić i wychwalać chyba nie będę „Hobbita”- za bardzo amerykański w „speechowym” tego słowa znaczeniu. Widziałam też dość przeciętny i chwilami irytujący „Julie i Julia” oraz świetny „Dokąd teraz”, na którego już od czasów zwiastunów w kinie miałam chrapkę.

Książki
Rozpoczęty w grudniu „Cień wiatru” odpuściłam po 15 rozdziałach, przeczytałam za to „Trzęsienie czasu”, następnie ogłosiłam powrót do literatury podróżniczej – na tapecie „Japonia w pięciu smakach”.

W temacie teatrów i koncertów nadal jałowo.

Zakupy
Wykosztowałam się na spodnie na deskę, bo poprzednie znikły w niewyjaśnionych okolicznościach, dorzuciłam również kask. Kawałek pensji przepuściłam również na ładne ubranie kupione specjalnie na spotkanie absolwentów w 10 rocznicę studniówki. Do ładnego ubrania na tę okazję doszło jeszcze kilka równie ładnych, ale bez okazji. No i kupiłam torbę. Dwa razy. Ale o tej z allegro wolę nie pamiętać – jest już zwrócona, a pieniądze – mam nadzieję – idą z powrotem.

Sport
Odbyliśmy z J. 1 nieudaną wyprawę na łyżwy – urządzenie o skomplikowanej nazwie wysiadło i lodowisko taplało się w wodzie, ale też 2 udane wyprawy na deskę do Czech i to jeszcze nie było nasze ostatnie słowo tej zimy. Raz też wybraliśmy się na sanki, ale sadzanie tyłka na cienkim plastiku i zjeżdżanie z wału Odry to już nie była taka wielka frajda, jak wspomniana deska.

2013-01-12 12.28.58 2013-01-19 13.53.06 2013-01-12 10.56.21 2013-01-19 13.34.43 2013-01-19 15.03.59

Jańskie Łaźnie część I i II

Kuchnia
Żadnych fajerwerków 37-strzałowców. Same proste rzeczy. Jedna tarta z kurczakiem, brokułami i serem feta. Krem pomidorowy, który miał być z gruszką (przepis stąd), ale zabrakło mi odwagi i zrobiłam pobożemu, tzn. bez gruszki, za to z bulionem. Zrobiłam też prawdziwy rosół, bez odrobiny nawet glutaminianu sodu (jak na fankę kostek rosołowych to niezły wyczyn), piersi kurczaka zapiekane pod kołderką z pieczarek i kocykiem z sera, a także kotlety z rozdrobnionego kurczaka z cebulką i majonezem oraz paróweczki zapiekane z serem w cieśnie francuskim. To był zdecydowanie kurzy miesiąc i żadna parówa tego nie zmieni.

Praca
Miesiąc ten był bardzo znaczący dla mojego życia zawodowego, ponieważ zaplanowałam (na wariata, ale nic to!) urlop na rok 2013, całe 38 dni, a także przez kilka dni zaznałam czegoś, co można nazwać pracowym lenistwem (to znaczy, że ze 3 razy weszłam w czasie pracy na internet – co prawda tylko na 10 minut, ale jeszcze mi się to nie zdarzyło i już długo się nie powtórzy). Z nienowości – nadgodziny, tym razem skromnie, raptem 6.
W temacie zawodowym warto napomknąć, że otrzymałam w końcu zaświadczenie o udziale w warsztatach, które odbyły się w październiku – pani mnie od tego czasu spuszczała na drzewo, ale po moim dramatycznym mailu postanowiła się zlitować. Papierek już mam, mogę świat zdobywać!

Inne
Nadal nie umówiłam się na wizytę do okulisty. Nadal nie mam laptopa. Nadal zwlekam z zaproszeniem pana stolarza do wykonania szafy i innych przydatnych do życia mebli. Za to mam za sobą fryzjera – robotę wykonał nieźle, jak na moje włosy, chociaż efekt już dawno mi się znudził, a włosy zdążyły już odrosnąć i oklapnąć.

Postcrossing
Moje kartki doszły do Japonii, Rosji oraz Stanów Zjednoczonych, a sama dostałam przepiękne kartki z Portugalii, Rosji i Holandii. Po grudniowych masowych wysyłkach rzeczy różnych, zrobiłam sobie przerwę z postcrossingiem. Ale już mnie korci, żeby kliknąć „send a postcard” i request address” 🙂 Poniżej przegląd pocztówek, żeby wnieść trochę koloru do styczniowych wspomnień:

Kartka do USA

Kartka do Japonii

Kartka z Syberii (piękny budynek, prawda?)

Pocztówka z Portugalii, a na niej zjawiskowy most

Prosto z Holandii – chaber, nie tulipan.