Czerwiec

Z braku czasu, z nadmiaru obowiązków, z lenistwa strasznie późno wzięłam się za podsumowanie czerwca. Tak, wiem, koniec lipca to lekka przesada. Nie chcę jednak tego odpuszczać, bo czerwiec naprawdę udanym miesiącem był.

Początek miesiąca spędziłam u rodziców, gdzie urządzone było przyjecie z okazji urodzin mojej siostrzenicy. Uwielbiam wieś wiosną i latem – kwiaty, drzewa, owoce – truskawki, czereśnie, grill w ogródku, spacer z dzieckiem i psem po łąkach i lasach. Dobry sposób na rozpoczęcie dobrego miesiąca.
latonawsi

Chwilę później wyjechałam służbowo do Warszawy – niestety całkiem sama, a Warszawa po godzinie 22 wydawała się odrobinę nieprzyjazna spacerującym samotnikom. Zrobiłam kilka zdjęć, głównie PKiN, który nieustannie mnie fascynuje. Po długich poszukiwaniach znalazłam knajpkę czynną do północy, o której napiszę nieco niżej.
Drugiego dnia miałam okazję zobaczyć nie tylko z zewnątrz, ale i od środka Stadion Narodowy, a potem poznać, że tak to ujmę – empirycznie, okolice stadionu, Mostu Poniatowskiego i inne (któych nie znam), gdyż z uwagi na wizytę prezydenta Obamy na niektórych ulicach zamknięto ruch kołowy i ze stadionu do hotelu musiałam dotrzeć na piechotę. Nie byłoby źle, gdyby nie te obcasy i ciężka torba… Trzeciego dnia przed wyjazdem chciałam zaliczyć zdjęcie Pałacu Królewskiego, niestety nie zdążyłam, zatem wyjechałam ze stolicy z mocnym postanowieniem rychłego powrotu, bo jest tam sporo miejsc do odwiedzenia.

PKiN
Kościół św. Aleksandra
stadion narodowy1
Pod koniec miesiąca znowu udałam się w podróż służbową, tym razem do Monachium. Tam spędziłam czas wolny w sposób bardziej zorganizowany – gospodarze zabrali nas do Muzeum BMW. Wydawałoby się, że na kolana mnie to nie powali, że to atrakcja głównie dla moich kolegów, bo ja nie tylko nie jestem fanką motoryzacji, ale również w marce BMW nigdy nie gustowałam. Jednak wbrew pozorom i ja znalazłam tam coś dla siebie. Popatrzcie:


muzeumbmw

Który wybrać? 🙂

Kolejna, ale chyba najmilsza czerwcowa atrakcja, to sielskie urodziny Agnieszki w sielskiej Sielance!

urodziny w Sielance
Inne atrakcje czerwca to:

Oglądanie panoramy Wrocławia z tarasu najwyższego budynku w mieście, o czym pisałam tu.

Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, które wciągnęły mnie bardziej, niż ostatnie Euro. Do tego stopnia, że postanowiłam się zakładać. Przegrałam 21 zł., ale wygrałam 5.4o zł. Ale ile emocji!

Odwiedziny u zwierzaków cyrkowych. Nie lubię cyrku, nie popieram takiej rozrywki, nie chadzam tam, nie uważam, że śmieszne jest pokazywanie wytresowanych, być może w bólu, zwierząt. Ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wybrać się na Plac Społeczny, gdzie ekipa cyrku się zatrzymała, i nie zrobić przez ogrodzenie kilku zdjęć zwierzakom. A żyrafki uwielbiam!

zyrafa
A jakby tego było mało, pochwalę się jeszcze zakupem miesiąca – taki oto obraz wisi nad kanapą:

Z wiatrem

Czerwcowe podróże kulinarne z wiadomych względów nie ograniczyły się tylko do Wrocławia. W Warszawie odwiedziłam knajpkę o wdzięcznej nazwie Cud miód i dizajnerskim wnętrzu. Zjadłam tam pastę, która byłaby całkiem pyszna, gdyby nie była odgrzewana w mikrofali. W Monachium odwiedziliśmy jedną włoską restaurację i dwie bawarskie. Nazw nie pamiętam, ale powiem jedno – unikajcie bawarskich restauracji, chyba że lubicie tłuste, średnio wymyślne jedzenie i wredną warczącą obsługę. Ale przynajmniej się dowiedziałam, co się stało z naszymi wrednymi warczącymi babami z barów mlecznych epoki Barei po upadku bloku sowieckiego – pojechały do Monachium, szkolić tamtejszy personel. Taki nasz polski wkład w niemiecką kulturę. Dobre i to.
Wracając do jedzenia i do Polski – we Wrocławiu odwiedziliśmy starą dobrą Sielankę, cukiernię na Komandorskiej z pysznymi lodami,  wraz z Agnieszką odwiedziłam Steinhausa również celem zjedzenia równie smakowitych lodów, zaś na wrocławskim Rynku, na kiermaszu, zaopatrzyłam się w baklavę.

kulinarnyczerwiec
I tylko Frankie’s mnie w tym miesiącu rozczarował, bo w dwóch różnych miejscach zrobili mi dość słabe koktajle. Chyba sobie odpuszczę koktajlowanie na mieście. Mleko z ledwo wyczuwalną odrobiną miodu i awokado będzie mnie kosztowało jakiś złoty trzydzieści, a nie 10 razy więcej.

koktajle

W domu zaś, oprócz wspomnianych koktajli, królował mariaż czerwonego z zielonym, czyli botwinka. Zrobiłam z niej sos do makaronu. Potem J. zrobił taki sam sos do makaronu. Potem jeszcze zrobiłam z niej nadzienie do pierogów (tak, ulepiłam pierogi!), a potem znowu sos do makaronu. A żeby odmienić nieco  nasz buraczany jadłospis, J. przyrządził stek.

jedzenie czerwiec

Wydaje mi się to nieprawdopodobne, ale widziałam bardzo mało filmów. Do kina wybraliśmy się na „Mandarynki” – poruszający film o wojnie na Kaukazie oraz całkowicie odmienny „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” – świetna szwedzka komedia, powstała na podstawie przezabawnej książki o tym samym tytule. W telewizji trafiliśmy pewnego razu na „Podróż za jeden uśmiech” – film fabularny. I z niedosytu postanowiliśmy jeszcze obejrzeć cały serial pod tym samym tytułem, dostępny na YT.
Zaiste, nie wiem, co ja robiłam cały czerwiec, że filmów jest tak mało. A tak, oglądałam mundial! 🙂

filmy czerwiec